No to w drogę!

Podróże dla singli, znajomych i rodzin! Dla każdego!

  • Europa
    • Anglia
    • Austria
    • Bornholm
    • Czarnogóra
    • Francja
    • Grecja
    • Holandia
    • Hiszpania
    • Lichtenstien
    • Litwa
    • Malta
    • Monako
    • Portugalia
    • Szwajcaria
    • Szkocja
    • Szwecja
    • Ukraina
  • Azja
    • Tajlandia
    • Chiny
  • Afryka
    • Maroko
  • Ameryka Północna
    • USA - Chicago
    • USA - Las Vegas
    • USA - Los Angeles
    • USA - Nowy Jork
    • USA - San Diego
    • USA - San Francisco
  • Australia i Oceania
    • Australia
      • Daintree
      • Góry Błękitne
      • Melbourne: Brighton Beach
      • Sydney
      • Uluru i Kata Tjuta
      • Wielka Rafa Koralowa
    • Nowa Zelandia
      • Hobbiton
      • Rotorua
      • Tongariro Alpine Crossing
  • Polska

Przydatne w podróży

  • Przydatne w podróży

  • Freestyle

  • Freestyle

  • Współpraca

  • Współpraca

  • Nieopodal Benalmadeny (18 km) i Malagi (30 km) znajduje się ukryta w górach perła, jedno z najpiękniejszych i najciekawszych pueblos blancos jakie udało nam się zobaczyć - Mijas, a dokładniej Mijas Pueblo. To niewielkie miasto zachwyca widokami, architekturą, a także nieoczywistymi rozwiązaniami i pyszną kuchnią. Nie bez powodu piszę najpierw o nim, a dopiero później o Marbelli czy Rondzie;) Te miasteczko zrobiło na nas naprawdę duże wrażenie! Będąc na Costa del Sol, nie możecie go pominąć.

    Nie ukrywam, że odkąd  pojawiły się  dzieciaki, idę na łatwiznę - szukam najprostszych rozwiązań wyjazdowych, tak, żeby nie umęęczyć dzieciaków, siebie oraz, żeby wydać najmniej. Muszę przyznać, że tegoroczny wyjazd na Costa del Sol był strzałem w 10! Pociąg bezpośrednio z lotniska (prawie pod kwaterę), plaża po drugiej stronie ulicy, bliskość portu, knajpek i malagijskiej starówki. Jedynie lot dla naszej szalonej piątki wybraliśmy zbyt długi (4h z trójką tak małych dzieci to jednak sporo).

    Jednym zdaniem: Malaga dołącza do idealnych kierunków na łatwe wakacje z dzieckiem (wcześniej pisałam o Nicei - więcej tutaj). 

    Co warto zobaczyć i jak zorganizować takie wakacje krok po kroku poniżej.


    Będąc w Portugalii pierwszą połowę pobytu przeznaczyliśmy na zwiedzanie miast, drugą - na zwiedzanie plaż. Najpopularniejsze plaże w Portugalii znajdziecie w Algarve. Plaże tam są jednymi z najpiękniejszych na świecie! Zachwycające jest tam po prostu wszystko: czysta woda, muszelki do zbierania, cudowne klify wokół. No i przede wszystkim - nie ma tam dziesiątek leżaków i parasoli, których tak nie lubię, bo kojarzą mi się z komerchą! Wakacje idealne!

    Grecja. Uwielbiam! Pogodę, jedzenie, plaże! Po prostu wszystko!

    Dlatego Kreta wydała się nam idealnym miejscem na szybki, regeneracyjny wypad. Bo przecież w stolicy Krety - Chanii są plaże, więc nie trzeba wynajmować auta, tam wszystko jest pod ręką! A więc Chania! Tylko tym razem decyzja została podjęta zbyt spontanicznie, a zrobiony "research" zbyt mało dokładny. Żeby była jasność - Kreta jest cudownym miejscem na wakacje, ale nie da się tam spędzić wymarzonego urlopu nie wypożyczając auta! Jednak po kolei...


    Monako jest jednym z tych miejsc, które kojarzy się z luksusem, hazardem i ogólnie "piniądzem". I słusznie, bo rzeczywiście jest to drogie miejsce. Będąc na Lazurowym Wybrzeżu nie mogliśmy jednak odpuścić wizyty w Monako. Nawet jeśli miałaby to być wycieczka "na biedaka". 

    Czy da się zorganizować tani wypad do Monako? Pewnie, że się da! Tym bardziej, że z Nicei jest świetne połączenie pociągiem - z Dworca Nice - Ville jedzie bezpośredni pociąg do Monako ( bilet w jedną stronę kosztuje 4 Euro, a podróż trwa 20 min). 


     

    Z okazji zbliżającego się długiego weekendu postanowiłam pochylić się nad miejscówką idealną na jednodniowy wypad poza miasto, czy to z Warszawy, czy innych terenów Mazowsza.
    Dolina Wkry, bo o niej mowa, to Park Krajobrazowy w Pomiechówku, godzinę drogi od Warszawy. Sporo zabawy będą miały nie tylko dzieci, ale i dorośli (odpoczynku też ;).


    30 kilometrów od Lizbony leży niewielka miejscowość Sintra, znana przede wszystkim jako miejsce startowe do pobliskich zamków: Pałacu Pena, czy Quinta da Regaleira. Jeżeli jesteście w Lizbonie polecam zaplanować jeden dzień w tych okolicach. I to nawet jeśli nie wypożyczyliście samochodu! Dojazd jest banalnie prosty - godzina jazdy pociągiem z Dworca Rossio za jedyne 2,30 Euro (cena na 2022).  

    My jako rodzice 22 miesięcznego wówczas Jasia mieliśmy jednak niemały orzech do zgryzienia: czy da się tam poruszać wózkiem?Stwierdziliśmy: RYZYKUJEMY! Portugalia z dzieckiem nie jest nam straszna!


    Drogo, drogo, drogo! 
    Kiedy opowiadałam o tym, że po raz drugi podejmujemy próbę objazdówki po Lazurowym Wybrzeżu (pierwsza nieudana z powodu wybuchu Covid- 19), często słyszałam "uuu na bogato, Wy to macie hajs". Coś w tym jest :D Muszę przyznać, że Lazurowe Wybrzeże do tanich nie należy. Ale jak to my, staramy się zawsze zorganizować podróż najniższym kosztem. 
    W dzisiejszym wpisie skupię się tylko na Nicei, na resztę perełek Lazurowego Wybrzeża przyjdzie jeszcze pora. Zapraszam więc w podróż do tego pięknego miejsca. Opowiem trochę o tym co zobaczyć, czy warto jechać z dzieckiem i jak to wygląda cenowo. 



    Do  Lizbony miałam kilka podejść: plany, rozmowy, nawet kupione bilety. Niestety sporo musiałam poczekać zanim dotarłam do stolicy Portugalii. Plany się rozwiały, rozmowy przycichły, a bilety przepadły. Jednak nieustannie wszyscy powtarzali mi jedno: tam jest przepięknie. 


    Kiedy podjęliśmy decyzję, że w te wakacje ruszamy do Portugalii, wszyscy pukali się w głowę słysząc nasze plany o odwiedzeniu Lizbony z 21 miesięcznym dzieckiem. Lizbona jest bowiem położona na 7 wzgórzach, a ulice ciagle biegną to w górę, to w dół.
    Napisałam nawet do przewodników i blogerów: infolizbona.pl i to oni powiedzieli: "Dacie radę!". No więc ruszyliśmy. I co się okazało? Czy rodzice, którzy nie ćwiczyli zbytnio bicepsów na siłowni, z wózkiem i dzieckiem, które nie może usiedzieć w wózku, ale też nie przebiega codziennie maratonów  dadzą radę? My nie zamierzaliśmy rezygnować z żadnej zaplanowanej dzielnicy Lizbony. Postaram się Wam jak najlepiej opisać, gdzie zajrzeć, co odpuścić, żeby wycisnąć jak najwięcej z tego pięknego miejsca. 

    Jeśli chcecie zobaczyć nasze wspomnienia z Lizbony, wpadajcie na  YouTube.



    Alfama i Graca - jest stromo, ale nie wolno Wam ominąć (nawet z wózkiem)

    Alfama to najstarsza dzielnica Lizbony. Słynie z niezapomnianego klimatu, czarujących kamienic i...stromych ulic. My, ze względu na przyspieszony lot musieliśmy na szybko znaleźć dodatkowe zakwaterowanie. Wypadło na Alfamę. I to był strzał w 10! To prawda, jest tu stromo. Trzeba się namęczyć i napocić, żeby wepchnąć wózek chociażby na punkt widokowy Graca, ale dzięki temu, że tu mieszkaliśmy, mogliśmy w każdej chwili wrócić do mieszkania i odpocząć. Chociaż tak naprawdę nie było takiej konieczności, bo kiedy wdrapaliśmy się na wspomniany Miradouro da Graca, to odpoczywaliśmy w kafejkach, restauracyjkach i innych klimatycznych miejscach, których w Alfamie jest naprawdę sporo. Kiedy dotrzecie już na Graca to możecie odetchnąć, teraz będziecie już w większości schodzić w dół i oglądać najpopularniejsze "punkty" Lizbony, a więc Miradouro de Santa Luzia, Katedrę Se, Portas do Sol, Kościół św. Antoniego. Jeżeli jednak nie planujecie tak jak my mieszkać w Alfamie najlepiej wsiąść do tramwaju 28, podjechać na Graca i schodzić w dół.
     
    Zachód słońca na Miradouro de Senhora do Monte

    Śniadanie z widokiem na Alfamę

    Kolorowe Azulejos zaciekawiły Jasia


    Pranie - typowy widok na Alfamie

    Bairro Alto- artystyczna i barwna dzielnica do zobaczenia dniem i posmakowania nocą 

    Kolejna dzielnica z niezwykłym klimatem. Trochę mniej stroma niż Alfama, a z podobną zabudową: stare kamienice, knajpy, jeszcze więcej restauracji. Kolejna, w której mieszkaliśmy i którą pokochaliśmy od początku. Jest to mniej "rodzinna" dzielnica ze względu na liczne puby, bary i imprezy. Podczas naszego pobytu nie było dużo turystów, a i imprezy nam za bardzo nie przeszkadzają. Tym, co wolą jednak ciszę nocą polecam zatrzymanie się w innym miejscu i odwiedzenie Bairro Alto za dnia. Podobnie jak w Alfamie najlepiej zabłądzić tu w labiryncie uliczek, przysiąść  na ławeczce na Miradouro de Sao Pedro de Alcantara z przepięknym widokiem na Alfamę, czy na kieliszeczek winka na jednym z najpiękniejszych skwerów Lizbony Largo do Como, które co prawda leży już w dzielnicy Chiado, ale tak naprawdę jest tylko kilka kroczków od Bairro Alto.

    Flagi i girlandy są co krok w Bairro Alto
    Bairro Alto i my


    Kiedy dziecko śpi, trzeba do Bairro Alto dołączyć w inny sposób ;)

    Miradouro de São Pedro - przepiękny widok Centrum, Alfamę i Zamek



    Za 8 Euro można kupić Lunch Dnia, w który wchodzi zupa, drugie danie, deser, wino i kawa


    Wino na Largo do Como

    Mój ulubiony plac Largo do Como

    Belem - pyszna i płaska dzielnica

    No tutaj to już raczej nikt nie powinien mieć problemu :). Dzielnica bardzo łatwa do zwiedzania, nawet z brzdącem przy nodze czy w wózku. Łatwo tu dotrzeć z centrum Lizbony tramwajem nr 15 z Placu da Figueira.  Nie ma tu ostrych wzniesień, a jest sporo do zobaczenia i posmakowania. To tu znajdują się jedne z najpopularniejszych zabytków Lizbony: Pomnik Odkrywców, Torre de Belem czy Klasztor Hieronimitów. Dobrze na zwiedzanie tej dzielnicy poświęcić jeden dzień, żeby na spokojnie sobie wszystko zobaczyć. No i oczywiście posmakować najpopularniejszych portugalskich babeczek, czyli Pasteis de Belem, produkowanych według tajemnej receptury Hieronimitów i... nieziemsko pysznych. Samą kawiarnię poznacie po niebieskim baldachimie i długich kolejkach. Polecam pojawić się wcześnie rano i usiąść w środku. W ten sposób uda się uniknąć stania w kolejce:)


    Klasztor Hieronimitów
    Najbardziej znana kafejka serwująca Pasteis de Belem



    Torre de Belem


    Baixa - dla miłośników zakupów, leniuszków, wielbicieli popołudniowych spacerów

    Dla tych, co nie za bardzo lubią się męczyć i wspinać z wózkiem do najbardziej stromych dzielnic polecam dzielnicę Baixa, która jest centrum handlowym i turystycznym Lizbony. Znaleźć tu można drogie i tańsze sklepy, restauracje, czy pamiątki. Co nie oznacza, że nie polubiłam tej dzielnicy. Zdecydowanie polecam słynną Rua Augusta, Praca de Comercio znajdujący się na brzegu rzeki Tag, czy Windę Santa Justa, która jest jedną z najstarszych wind w Lizbonie i łączy ze sobą dzienice Baixę i Chiado (jest jedynym pionowym windą miejską - pozostałe bardziej przypominają tramwaje niż windy). 

    Praca de Comercio

    Winda Santa Justa

    Plac Piotra VII i przepiękne filetowe dżakarandy






    Różowa ulica

    Coś jeszcze?

    Oczywiście do zobaczenia jest znacznie więcej! Jeśli tylko starczy Wam czasu i sił polecam Avenida da Liberdade razem z parkiem Edwarda VII (fajne miejsce z placem zabaw dla dzieci), Estrela z Parkiem Gwiazd czy Martim Moniz. 
     

     


    Jeżeli wpis okazał się przydatny, albo po prostu Ci się spodobał, nie wahaj się i zostaw like'a na FB/followuj na Insta/ skomentuj poniżej. Twoja reakcja na to co robię bardzo mnie ucieszy :) Dziękuję!

    https://www.facebook.com/Korpopirania-blog-499040603590564/https://www.instagram.com/korpopirania_blog/



    Bieszczady - od wielu lat symbol ucieczki przed wielkomiejską dżunglą. Któż z nas nie powiedział: "rzucam wszystko i jadę w Bieszczady". My właśnie rzuciliśmy i pojechaliśmy tam na 5 dni. O dziwo, kiedy oznajmiłam, że jedziemy z Jasiem w Bieszczady, słyszałam od wielu osób, że nudno, że nie ma co robić, że tak naprawdę to nie są góry, a tak w ogóle, pogoda będzie słaba.
    To jak to jest? Wszyscy chcą rzucać wszystko, a później się okazuje, że nie warto tam jechać? Całe szczęście z pomocą pospieszyli nam Magda i Mateusz (tak, tak, tym razem to nie ja byłam organizatorem wyjazdu). Pokazali nam swoje miejsca w Bieszczadach i w Sanoku, który jest nazwany Bramą Bieszczad. Okazało się, że miejscówek do odwiedzenia jest naprawdę sporo i te kilka dni to nawet za mało, żeby zobaczyć wszystko.

    Dzielny Wojak Szwejk

    Kiedy byłam jeszcze w ciąży i planowałam gdzie to ja nie polecę jak urodzę, słyszałam parę razy, że podróżowanie z dzieckiem jest fajne, bo do drugiego roku niemowlę lata za darmo. Stwierdziłam, że dobra nasza, jak tylko Jasiek ogarnie życie po tej stronie brzucha, wsiadamy do samolotu i lecimy. Przejrzałam warunki w kilku liniach lotniczych i szybko okazało się, że latanie z Jaśkiem wcale nie będzie tak tanie jak myślałam, a przynajmniej, że nie będzie darmowe. Postanowiłam podzielić się z Wami moim "riserczem", żeby przyszłym lub obecnym mamusiom i tatusiom łatwiej było znaleźć swój wymarzony lot. Przeanalizowałam loty z Warszawy do Mediolanu i z powrotem, dla jednej osoby z dzieckiem, bez bagażu rejestrowanego, czas - przełom marca i kwietnia.


    W dzisiejszych czasach wszystko musi być perfekcyjne. Udany wyjazd, piękne widoki, jeszcze piękniejsze zdjęcia przerobione w Photoshopie.  Czasami ciężko się połapać co jest prawdą, a co tylko światem stworzonym przez blogera. No to dzisiaj wpis ujawniający kulisy podróży Korpopiranii :D Mimo, iż zazwyczaj staram się pokazywać prawdziwe sytuacje i nawet moje zdjęcia na blogu nie są poprzerabiane, to jednak jest chyba parę historii, których Wam nie opowiedziałam :)
    No to zaczynamy!


    Kąpiel... z kupą słoni (i to dosłownie)


    Sanktuarium dla słoni - karmienie, kąpiel, zabawa. Będąc w Tajlandii "MUST DO" nie do ominięcia. My również ten punkt programu włączyliśmy do naszej wyprawy. W tym celu specjalnie wybraliśmy się do Chiang Mai, ostrożnie sprawdzając w sieci ośrodki dla zwierząt, żeby wybrać ten najbardziej przyjazny zwierzętom. Teraz mogliśmy się stać prawdziwymi opiekunami i poczuć się jak rodowici Tajlandczycy! Karmienie? Prościzna! Słonie wprost wyjadają Ci banany z ręki. Kąpiel? Też wydawała się lekka i przyjemna. Dostaliśmy specjalnie oprzyrządowanie w postaci szczotek i wiaderek, po czym weszliśmy ze słoniami do jeziorka. Początkowo szło nam bardzo dobrze. Uśmiechy zeszły  z naszych twarzy, kiedy słonie jeden po drugim zaczęły wypuszczać drugą stroną bananki, które chwilę wcześniej skonsumowały... nie wiedzieliśmy co robić. Zaczęliśmy odskakiwać na boki, ale i tak na wiele to się nie zdało... kupy po chwili były wszędzie. Dobrze, że na nogach mieliśmy specjalne gumowe buty na jeżowce, które chroniły nasze stopy przed grząskim dnem, które wcale nie było błotem. No cóż... o takich przygodach nikt nie pisał  w przewodnikach :P Mimo to, byliśmy zadowoleni z tego dnia i z opieki nad słoniami. Głupio to zabrzmi, ale polecam ;)

    Karmienie szło dobrze, nawet bardzo dobrze

    Zabawom nie było do końca

    Do sprawy podeszliśmy poważnie... za chwilę zrobiło się jeszcze bardziej poważnie

    Zbytnio się jednak nie przejmowaliśmy - robiliśmy swoje

    "Ekstremalna" przejażdżka na wielbłądach 

    Któż z nas czytając "Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy" nie marzył o przejechaniu się na wielbłądzie po gorącej pustyni? My na pewno marzyliśmy. Będąc w Maroko przyjrzeliśmy się szczegółowo ofertom tamtejszych lokalnych "biur podróży" organizujących wyprawy na pustynię. Wyprawa musiała uwzględniać oczywiście przejazd po pustyni na wielbłądzie. Każdy, kto ze mną podróżuje, wie, że nie spocznę dopóki nie obejrzę wszystkich ofert i nie znajdę najtańszej opcji. W Maroko dodatkowo do najtańszej opcji donegocjowaliśmy wyprawę na wielbłądach! "Ale okazja" - krzyczeliśmy uradowani. Jako jedyni z całej grupy mogliśmy przejechać się na wielbłądach i jeszcze zapłaciliśmy taniej niż inni! My to jednak jesteśmy! Mistrzowie podróży! 
    Zdziwiliśmy się, gdy bus zatrzymał się co prawda w jakimś opustoszałym i gorącym miejscu, ale daleko mu było do piasków pustyni jakie były obecne w naszych głowach.
    Wszyscy wyszli z busa i schowali się w jego cieniu, a nasza czwórka ruszyła w kierunku przywiązanych niedaleko wielbłądów. "Hmmm czy Ci ludzie przy busach będą na nas cały czas czekać?" - pomyślałam, ale długo się nie zastanawiając wskoczyłam na wielbłąda i ruszyłam w niezapomnianą wyprawę. Jakie było moje zdziwienie, gdy na wielbłądzie zrobiliśmy jedno okrążenie wokół pola, po czym kazano nam zejść ze zwierząt! "To już? To koniec przejażdżki?". Okazało się, że tak :( Jeśli chcemy na prawdziwą wyprawę to musimy wykupić nocleg na pustyni i dodatkowo zapłacić. Cóż z tych Marokańczyków to nieźli kombinatorzy... Ale co się odwlecze to... kiedyś jeszcze udamy się na prawdziwą wyprawę na pustynię... nie tylko po kole jak w cyrku. Więcej o Maroko poczytacie tu.
    Jeszcze zadowolona przed przejażdżką. Nieświadoma jaka niespodzianka na mnie czeka.

    Ruszamy w niezapomnianą podróż...

    Przed nami niezapomniane widoki!
    Podczas, gdy rzeczywistość wygląda tak: minutowa przejażdżka i oczekujący pod busem inni uczestnicy wycieczki.

    Uwaga na plaże!

    I na koniec coś co w sumie powinno być oczywiste, ale w wielu przypadkach nie jest, czyli jak oszukują nas katalogi i zdjęcia influencerów: czyściutka woda, bezludne plaże - po prostu raj na ziemi. W rzeczywistości, kiedy docieramy na miejsce, okazuje się, że rajskie plaże to tylko chwyt marketingowy... Liderami takich oszustw są moim zdaniem Tajlandia i Malta. Plaże tam są w większości zatłoczone i brudne - Tajlandia (sprawka turystów) albo zatłoczone i umieszczone np. między hotelami lub sklepami - Malta. Czy to oznacza, że od tych miejsc powinniśmy trzymać się z daleka? Oczywiście, że nie! W tych krajach też znajdują się fajne miejsca. Trzeba tylko poszukać odpowiednich miejsc zawczasu, żeby na miejscu nie mieć nieprzyjemnej niespodzianki.
    Więcej o Malcie tutaj.

    Tajlandia - Ko Phi Phi - zdjęcia w katalogach najczęściej wyglądają tak jak powyżej

    albo tak
    W rzeczywistości:

    Rzeczywistość?

    Rzeczywistość!
    No i czas na Maltę i tamtejszą Niebieską Lagunę - Blue Lagoon:

    Pustki? No niezupełnie...

    Po odwróceniu aparatu widać tłumy nawet w wyższych partiach plaży

    Tu już się prawie nie mieszczą ;)

    Tak właśnie wygląda podróżowanie :) Tanie loty i niemalże brak granic dają olbrzymie możliwości. W dzisiejszych czasach każdy może podróżować i publikować niesamowite zdjęcia z podróży. Co więcej, można nie być w danym miejscu, a i tak wkleić się do zdjęcia, no bo kto nas tak naprawdę sprawdzi? :) Liczy się to, co w sieci oraz liczba serduszek pod zdjęciem :)
    Żeby znać prawdę i wiedzieć co i jak śledźcie Korpopiranię, tutaj zawsze znajdziecie rzetelne informacje ;) A jeśli plaża wyda się Wam za pusta lub moje wakacje zbyt piękne, wiedzcie, że majstrowałam przy zdjęciach. Heheh zarcik!

    Piąteczka!


    Jeżeli wpis okazał się przydatny, albo po prostu Ci się spodobał, nie wahaj się i zostaw like'a na FB/followuj na Insta/ skomentuj poniżej. Twoja reakcja na to co robię bardzo mnie ucieszy :) Dziękuję!

    https://www.facebook.com/Korpopirania-blog-499040603590564/https://www.instagram.com/korpopirania_blog/

    Starsze posty Strona główna

    O MNIE

    Podróżniczka z pasji. Marketingowiec z zawodu. Żona Kamila, mama Jasia. Wkrótce też mama bliźniaków. Szalona z nas rodzinka. Rzadko decydujemy się na hotel, nie jest nam znany all inclusive. Lubimy poznawać nowe kultury i religie. Często zdarzają się nam różne przygody, ale zawsze spadamy jak kot na 4 łapy:) Szukamy tanich rozwiązań i tym też dzielimy się na blogu.

    SUBSCRIBE & FOLLOW

    POPULARNE WPISY

    • Nicea - miasto dla bogaczy czy rodzin z dziećmi?
    • Sintra z dzieckiem - który portugalski zamek zwiedzić?
    • 6 tysięcy w kieszeni - czyli jak zoszczędzić na wypożyczeniu samochodu w Maroko
    • Gdzie najłatwiej zorganizować wakacje z dzieckiem? W Maladze!
    • Czego nie powiedzą Wam blogerzy - cała prawda o zdjęciach w podróży.

    Formularz kontaktowy

    Nazwa

    E-mail *

    Wiadomość *

    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    My Instagram

    My Instagram

    Blog Archive

    • ▼  2023 (4)
      • ▼  sierpnia (1)
        • Mijas - nieoczywista perełka Costa del Sol
      • ►  czerwca (1)
      • ►  marca (1)
      • ►  lutego (1)
    • ►  2022 (5)
      • ►  sierpnia (3)
      • ►  czerwca (1)
      • ►  marca (1)
    • ►  2020 (2)
      • ►  lipca (1)
      • ►  lutego (1)
    • ►  2019 (3)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  marca (1)
      • ►  lutego (1)
    • ►  2018 (16)
      • ►  listopada (2)
      • ►  października (1)
      • ►  września (2)
      • ►  sierpnia (2)
      • ►  lipca (1)
      • ►  czerwca (1)
      • ►  maja (2)
      • ►  kwietnia (1)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (1)
      • ►  stycznia (1)
    • ►  2017 (19)
      • ►  grudnia (3)
      • ►  listopada (2)
      • ►  października (1)
      • ►  września (1)
      • ►  sierpnia (1)
      • ►  czerwca (2)
      • ►  maja (3)
      • ►  kwietnia (1)
      • ►  marca (1)
      • ►  lutego (2)
      • ►  stycznia (2)
    • ►  2016 (40)
      • ►  grudnia (2)
      • ►  listopada (3)
      • ►  października (3)
      • ►  września (4)
      • ►  sierpnia (2)
      • ►  lipca (2)
      • ►  czerwca (4)
      • ►  maja (5)
      • ►  kwietnia (1)
      • ►  marca (2)
      • ►  lutego (3)
      • ►  stycznia (9)

    O mnie

    O mnie
    Najpierw podróżowałam samodzielnie lub ze znajomymi. Później niezastąpiony duet podróżniczy utworzyliśmy z Kamilem. Teraz podróżujemy we trójkę: Ja, Kamil i Jaś. Nadal staramy się podróżować ekonomicznie, aktywnie (mimo kilkuletniego malucha), często przeżywając różnego rodzaju przygody, których nie doświadczylibyśmy siedząc w hotelu. Nie lubimy siedzieć dłuższy czas w jednym miejscu. Uwielbiamy poznawać nowych ludz bez względu na pochodzenie czy religię.

    Check the blog out in your language

    Pages

    • Strona główna
    • Europa
    • Maroko
    • USA - work and travel adventure
    • Przydatne w podróży
    Powered by Helplogger

    Copyright © No to w drogę!. Designed by OddThemes