Ostatnia sytuacja w Ryanair dotknęła paręset tysięcy klientów, w tym również i nas. Zdecydowałam się więc na napisanie tego wpisu, bazującego na moich doświadczeniach, a nie na artykułach, które parafrazują słowa EU261, a z których nie za wiele można zrozumieć.
Czytając artykuły z sieci stwierdziłam, że nie jest źle: europejskie prawo całkiem nieźle chroni konsumenta - można uzyskać ubezpieczenie od 200 do 600 Euro. Niezła sumka. W naszym przypadku był jeden problem - Ryanair poinformował nas o odwołaniu lotów 14 dni przed naszym wylotem, co oznaczało, że nas ubezpieczenie nie obejmuje. Co w tej sytuacji zrobić? Odpowiedzi na to pytanie nie mogliśmy nigdzie znaleźć. No więc zaczęliśmy działać...
"Z przykrością informuję, iż Państwa lot został anulowany, za co najmocniej przepraszam."
Tak brzmiał mail od samego Michael'a O' Leary'a. W jednej chwili myślałam, że rozniesie mnie złość i rozpacz. Loty rezerwowaliśmy już dwa miesiące temu, żeby uniknąć drogich biletów przed samym wylotem. Zarezerwowaliśmy pod te loty i transfery, i hotele. Wydaliśmy sporo kasy, żeby na spokojnie dotrzeć do Londynu i następnego dnia wyruszyć w naszą wymarzoną podróż do Australii. I teraz co? Wszystko od nowa...
Pierwsze co zdecydowałam się zrobić (i co Wy powinniście zrobić jeśli znajdziecie się w takiej sytuacji) to zadzwonić do Urzędu Lotnictwa Cywilnego (numer telefonu znajdziecie tutaj). Nawet jeśli Wasza sytuacja różni się od mojej, to Państwo w Urzędzie (bardzo mili, o dziwo!) powiedzą Wam co powinniście zrobić. Niestety ULC pracuje tylko od poniedziałku do piątku - musiałam więc czekać do poniedziałku. W międzyczasie stwierdziłam, że nie ma chwili do stracenia - trzeba rezerwować nowe loty, bo szanse, że Ryanair znajdzie alternatywę na własny koszt były znikome. Szybko przejrzałam loty na Heathrow, żeby nie wydawać pieniędzy na kolejne transfery. Niestety tak jak się spodziewałam, loty w dwie strony na ostatnią chwilę kosztowały 1600 zł (dla porównania, utracone bilety kupiliśmy za 300 zł w dwie strony).
Trzeba było wykombinować coś innego i przetransportować się do Londynu z Luton, czyli lotniska Wizzair'a. Zakup Wizzar Discount Club obniżał nam znacząco ceny. Łącznie za bilet musieliśmy zapłacić 370 zł w dwie strony. Nie jest źle. Zostały autobusy. Przekopaliśmy strony easybus, który miał nas zawieźć z lotniska do Londynu. Okazało się, że zdążymy zmienić rezerwację i zwrócą nam 50% kosztów. Poszukaliśmy godziny, godzinkę dłużej posiedzimy na lotnisku i... Finalnie dopłacić musieliśmy tylko ... 7zł!
Wszystko dobrze się złożyło, ale co z Ryanairem zapytacie. Z samego rana w poniedziałek ponownie skontaktowałam się z ULC. Okazało się, że Ryanair "wyrobił się" i nie muszą nam płacić żadnego odszkodowania... Niestety jeżeli linie lotnicze poinformują Cię o odwołaniu lotów 14 dni przed to nie pokryją Ci straconych kosztów za hotele czy dojazdy. Miły Pan powiedział, że mogę się z Ryanairem procesować, jednak komu by się chciało? Całe szczęście ULC potwierdziło możliwość uzyskania od Ryanair pełnego zwrotu kosztów za bilet, nie w formie jakiegoś nędznego vouchera na ich loty, ale w formie w jakiej dokonywaliśmy zakupów. Formularz Ryanair'a znajdziecie tutaj. Sama procedura wypełniania formularza przebiegła bezproblemowo - zajęło mi to 30 sekund, a pieniądze mają się znaleźć na koncie w ciągu 7 dni.
I uwaga... od Ryanaira otrzymałam jeszcze wiadomość:
Czy to oznacza że polecimy sobie gdzieś na darmowy weekend na koszt Ryanair'a?:) Taaaaaak!!! Oby tylko lotów nie odwołali:P
Cała sprawa mimo, iż przysporzyła nam sporo stresu nawet nieźle się zakończyła.
Mam nadzieję, że u Was, jeśli spotkała Was podobna sytuacja, będzie miała podobne zakończenie.
Powodzenia!
Jeżeli wpis okazał się przydatny, albo po prostu Ci się spodobał, nie wahaj się i zostaw like'a na FB/followuj na Insta/ skomentuj poniżej. Twoja reakcja na to co robię bardzo mnie ucieszy :) Dziękuję!
0 komentarzy