Nie muszę być perfekcyjna... o zgubnym dążeniu do ideału.

Jak wielu z Was wie, zresztą nie trudno domyślić się po nazwie bloga, pracuję w korpo. Na co dzień staram się być perfekcyjna w tym co robię: dokładnie wszystko analizuję czy podliczam koszty, żeby nie popełnić jakiegoś olbrzymiego błędu, który będzie kosztował moją firmę majątek. Bycie perfekcyjnym jest nam wpajane od małego (dobre oceny w szkole, zaliczenia na studiach), ale także my sami będąc najsurowszymi komentatorami naszych działań wymagamy od siebie więcej i więcej. I tak nasze życie staje się pełne perfekcjonizmu, ale też stresu, niezadowolenia i patrzenia bardziej na pustą połowę szklanki, bardziej niż na pełną.


Ostatnie wydarzenia związane z przygotowaniami do Australii zmusiły mnie do spojrzenia na swoje życie z boku. Wtedy też zobaczyłam, że rzecz, która miała mi sprawiać tyle radości, długo wyczekiwane marzenie, stało się moim zmartwieniem.

A słowem klucz stało się właśnie słowo NAJ.

Najpierw zdecydowałam się na kupno biletów, które wydawały mi się NAJtańsze. Jakie było moje rozczarowanie kiedy tydzień później Qatar rzucił jeszcze tańsze bilety i to NAJkrótszą trasą. A ja? Zamiast taniej linii i szybkiej podróży, do kupienia mam jeszcze loty z Wawy do Londynu. Siedzę sprawdzam podliczam... Ufff moja linia gwarantuje darmowa wizę, dojazd, posiłki i nocleg w Chinach na przesiadce. Całe szczęście Qatar coś pominął i jest gorszy.



Lecimy dalej

Błąd! Błąd w liniach lotniczych! Udaje nam się kupić bilety o 300 złotych tańsze na głowę na loty wewnętrzne, ale co to? Kolejny błąd! Mogę obniżyć o kolejne 1200 na głowę. Tylko... Jestem w pracy.. nie mam jak kupić... I zamiast cieszyć się z okazji, którą udało mi się wyrwać przeżywam że nie wyrwałam jeszcze więcej. Człowiek jest jednak głupi...


A na wyjeździe? 

Szybko, bo nie zdążymy na samolot, szybko bo nie zdążymy wszystkiego zobaczyć. No bo co jeśli ktoś ze znajomych się nas zapyta o miejsce, którego nie zdążyliśmy zobaczyć? Nie będziemy NAJ! I tak trudno się zrelaksować, wyciszyć, wylączyć i później z nowymi siłami wrócić.

I nie daj Bóg jak zadzwonią z pracy... Bo wtedy już na pewno okaże się, że zawaliłam, że coś zrobiłam źle. Chociaż w sumie jak nie dzwonią to też się pomartwię, bo na pewno czegoś nie zamknęłam!

Oszaleć można z tą perfekcyjnością! Okazuje się że lepiej wcale nie wyjeżdżać..

Takie czasy, że trzeba być NAJ, bo inaczej inni nas przescigną i ucierpi naszą ambicja...
Ja nad sobą staram się pracować, ale zdaje mi się, że nadal więcej we mnie biurowej Korpo niż wakacyjnej Piranii.

I mam tylko nadzieję, że będą jeszcze te tanie bilety po Australii, żebym mogła Wam jednak powiedzieć że jestem NAJ. 

Albo nie. Nic nie powiem! Raz nie muszę być;)


Jeżeli wpis okazał się przydatny, albo po prostu Ci się spodobał, nie wahaj się i zostaw like'a na FB/followuj na Insta/ skomentuj poniżej. Twoja reakcja na to co robię bardzo mnie ucieszy :) Dziękuję!

https://www.facebook.com/Korpopirania-blog-499040603590564/https://www.instagram.com/korpopirania_blog/

2 komentarzy

  1. To prawda - od dziecka wkłada nam się do głowy, że musimy być naj, musimy gonić króliczka... Ale nie zawsze się to udaje - a potem właśnie rozczarowania. Uczę moją córkę - bardzo ambitną po tatusiu (bo mamusia to bardziej olewak) - że nie zawsze będzie najlepsza, nie zawsze wszystko się uda i trzeba to przyjmować ze spokojem. ALe na razie kiepsko mi idzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mi też idzie kiepsko;) ale bycie perfekcyjnym na urlopie to gruba przesada więc zdecydowanie muszę się tego oduczyć ;)

      Usuń