Arab - mały, ale wariat

Do napisania dzisiejszego postu zainspirowała mnie ostatnia dyskusja w mediach na temat uchodźców i ich zachowania wobec kobiet. Przez wiele osób generalizowani, wrzucani do jednego wora i zbiorczo nazywani właśnie Arabami.
To jacy są Ci Arabowie? Czy prawdą jest to co piszą w mediach?
Będąc w Maroko mieliśmy parę śmiesznych przygód, które świetnie obrazują Marokańczyków dlatego myślę, że warto się nimi pochwalić :D
  
PORYWCZOŚĆ - to jest najbardziej odpowiednie słowo jakie cechuje Marokańczyków. Przekonaliśmy się o tym już pierwszego dnia, kiedy poszukiwaliśmy naszego riadu i kiedy po nieudolnych próbach zdecydowaliśmy się wziąć taksówkę.

O zasadzie trzech osób w taksówce wiedzieliśmy już przed przyjazdem (oznakowane taksówki marokańskie według prawa mogą zabrać tylko 3 osoby). No, ale co tu zrobić,kiedy nas jest czwórka, a płacić za dwie taksówki nie chcemy, a i pierwsze godziny w nowym kraju nie sprzyjały rozdzieleniu? Zdecydowaliśmy się iść na żywioł (motto jakie zawsze towarzyszy mi podczas podróży to "na przypale, albo wcale) i nie przejmować się liczbą osób - kierowca może nie zauważy...i.. nie zauważył :) Do tej pory nie wiemy, czy był tak pochłonięty targowaniem, czy może rzeczywiście był kiepski z matematyki, ale zapakowaliśmy się do pojazdu wszyscy i ruszyliśmy. Dopiero w trakcie jazdy, kiedy wesoło sobie gadaliśmy, kierowca zauważył, że w samochodzie pobrzmiewają 4 różne barwy głosu . Kiedy się zorientował, prawie wskoczył do nas na tylne siedzenie, zaczął wrzeszczeć, pluć i nerwowo rzucać głową. A tu nagle co? Na drodze policja (w Maroko za przewóz nadwyżki osób, kierowcy płacą ogromne kary)! Teraz zaczęła się jeszcze większa panika! Szarpanie nerwowo za biegi, zamykanie okien w biegu i krzyki, krzyki, krzyki. No, ale przecież widział ile osób zabiera - na swoją odpowiedzialność. Mandatu nie zapłaciliśmy, a co przeżyliśmy to nasze :p


Inną cechą typową dla Marokańczyków jest umiejętność targowania oraz PRZEBIEGŁOŚĆ, która najbardziej była widoczna przy "gratisowych" herbatkach miętowych w kawiarniach. Ponieważ w Maroko jest bardzo tanio, to człowiek szybko przyzwyczaja się do tamtejszych realiów i stołowania w restauracjach. Na dobrą sprawę nie opłaca się robić zakupów w sklepie i gotować w domu, bo w restauracji zje się trzy razy tyle i zapłaci dwa razy mniej.
Zazwyczaj nie patrzyliśmy na rachunki jakie nam wystawiali Marokańczycy. Płaciliśmy i wychodziliśmy (kto wie ile razy nas wcześniej przekręcono). Do czasu. Pewnego dnia zdecydowaliśmy się bowiem na długi spacer wzdłuż wybrzeża. Po parunastu ładnych kilometrach, kiedy zbliżał się czas popołudniowej kawy, zdecydowaliśmy się wstąpić do restauracyjki na kawkę.
Przychodzi kelner. Zamawiamy i czekamy. Wtem przynosi nam ciasteczka -  to pewnie do kawki nam dołożyli, pomyśleliśmy. Za chwilkę każdy otrzymuje czajnik miętowej herbaty -  teraz zaczęliśmy się już zastanawiać czy na pewno wszystko jest w porządku. Ale ponieważ w Maroko często coś dokładają "free" do zamówienia nie zgłaszaliśmy żadnych uwag. No i w końcu nasza kawka- tylko tak naprawdę jak już się najedliśmy i naherbatkowaliśmy to nie mieliśmy ochoty na kawkę. No ale stwierdziliśmy, że nie wypada zostawić. Po skonsumowaniu zamówienia, zostawiliśmy gotową kwotę na stole i wyszliśmy z restauracji. Wtem wybiega za nami kelner z krzykiem, że jesteśmy złodziejami i mamy natychmiast uregulować rachunek. Mój brat, który też nie należy do ludzi spokojnych, zaczął kłócić się z kelnerem, no bo jak on śmie nas tak nazywać. Rozpoczęła się prawdziwa zadyma i niemalże bójka. Wszyscy naokoło zaczęli się patrzeć. Za chwilę miała przyjechać policja. Chcąc zapobiec tragedii wyjęłam z torebki portfel i wepchnęłam kelnerowi do ręki sporo przekraczającą nasz rachunek kwotę. Odciągnęłyśmy z Beti chłopaków od pracowników restauracji i oddaliliśmy się od miejsca zdarzenia.
Po tym incydencie, do końca wyjazdu nawet nie dotykaliśmy "darmowych" rzeczy na stołach i dokładnie sprawdzaliśmy rachunki we wszystkich restauracjach.


Dosyć zabawną cechą jest też NIECHLUJNOŚĆ. Warunki w Maroko nie są zbyt sterylne. To się tyczy nie tylko pościeli, warunków mieszkalnych, ale również jedzenia i picia. Taka anegdotka. W pewien gorący dzień kupiliśmy tak bardzo polecane przez blogi soki pomarańczowe. Widzieliśmy, że szklanki są brudne, ale byliśmy tak spragnieni, że nie zwracaliśmy na to uwagi. Ja i chłopaki. Beti poprosiła o czystą szklankę. Niestety. Nasz kochany sprzedawca powiedział, że nie ma problemu. Chwycił szklankę i wrzucił ją do miski z czarną wodą, po czym nalał soku i podał Beacie. Ja z chłopakami cieszyliśmy się, że zdecydowaliśmy się na picie w "brudnych" szklankach.

Ale Marokańczycy to nie tylko te złe cechy. Jest też parę pozytywnych ;P
 
Nasz marokański gospodarz
 Marokańczycy są bardzo GOŚCINNI. W każdym miejscu zakwaterowania dbali o nasz komfort, przygotowywali darmowe śniadania - nawet jeśli było to wcześnie rano lub zapraszali na pogaduchy przy miętowej herbatce. Mnie i Beti jako kobiety każdy bardzo szanował (no może z wyjątkiem jednej sytuacji, kiedy razem z Beti założyłyśmy długie spódnice z rozporkami - wtedy rzeczywiście wszyscy na ulicy zaczęli się na nas patrzeć, a nawet nagrywać). Nikt nigdy jednak nie odważył się nas obmacywać.
Oczywiście wszystkie zachowania podobne do tych w Berlinie powinny być surowo karane nie tylko jeżeli chodzi o Arabów, ale również i innych mężczyzn, bez różnicy na miejsce pochodzenia.

Żeby zakończyć post w pozytywnym tonie załączam poniżej fajny filmik, który mi zawsze poprawia humor :) Tak na dobrą sprawę nic na nim nie widać (tylko nasze stopy). Po co go więc nagraliśmy? Filmik został ukradkowo nagrany przez Beti. Kiedy byliśmy w Ourzazate (okno pustyni Maroka) spotkaliśmy wesołego,  Pana, który sobie, jakby to nazwać, wesoło "pogrywał". Z założenia takie osoby zazwyczaj wyciągają rękę po forsę, nagabują, czy chociaż, jak to bywa w Polsce, kładą przed sobą kapelusik. Ten jednak w przeciwieństwie do pozostałych Marokańczyków nawet nie wspomniał o pieniądzach. Krążył między ludźmi, a do nas, może dlatego, że podjudzaliśmy go tupaniem naszych stóp, stał przy nas i stał, a my się dobrze bawiliśmy.



I czy rzeczywiście powinniśmy się bać wszystkich Arabów?

0 komentarzy